Dziecięca asertwność
– Nie, nie zostanę dziś dłużej w biurze. Mam już inne plany.
– Niestety, nie przepiszę Ci tego tekstu. Muszę skończyć raport.
Puchniesz z dumy. Szkolenie z asertywności, które zafundowała Ci firma – działa! Książkowo,
wprawnie i z szacunkiem formułujesz rzeczowe odmowy. Było warto.
Podbudowana i wolna od niechcianych zobowiązań wracasz do domu, gdzie od progu wita
cię znajomy widok. Pobojowisko w dziecięcym pokoju. Opadają Ci ręce, czemu sprzyja fakt,
że są dodatkowo obciążone reklamówkami z zakupami.
„Posprzątaj to!” – rzucasz w kierunku latorośli, która od razu reaguje słowami: „Nie, bo
jeszcze się tym bawię. Potem posprzątam”.
Słucham?! Jak to?! Jakie potem?! Zaharowujesz na śmierć, dopiero co odgruzowałaś cały
dom, sprzątasz, pierzesz, gotujesz, prasujesz, a on – na twojej własnej piersi wychowany –
niewdzięczny syn, powie, że nie!? Że potem?!
Stop.
Zauważ, że jest nieco sprzeczności między tym czego chcielibyśmy jako rodzice dla swoich
dzieci a sposobem w jaki komunikujemy rzeczywiste oczekiwania na co dzień.
Z jednej strony pragniemy, żeby w dorosłości potrafiły się postawić i uniknęły losu
biurowego „jelenia”, który bierze na swoje barki wszystko czym go obciążą, ale jednocześnie
oczekujemy, by w domu grzecznie, bezkrytycznie i natychmiastowo wykonywały nasze
polecenia.
Chcemy, żeby jasno stawiały granice swojej nietykalności cielesnej i potrafiły stanowczo i
ostro sprzeciwić się komuś, kto je narusza, ale mimo to naciskamy, by podeszły cmoknąć
wąsatego wujka na powitanie, bo tak wypada.
Oczekujemy, że będą pewnie i odważnie broniły swoich poglądów potrafiąc je rozsądnie
uargumentować. Byle tylko nie w domu, gdzie odmawiamy im prawa do głosu rzucając
autorytarne: „Bez dyskusji!”, a jako wyjaśnienie dlaczego?, odpowiadamy: „Bo tak!”
Chcemy, żeby wyrosły na kulturalnych ludzi i szanowały partnerów rozmowy dając im się
wypowiedzieć do końca, ale sami wciąż im przerywamy nie pozwalając skończyć zdania.
Żeby potrafiły przepraszać czy przyznać się do błędu, podczas gdy nam samym przeprosiny
nie przejdą przez gardło.
A dziecko jest przecież przyszłym dorosłym i jego wychowanie ma służyć nie tylko temu
krótkotrwałemu okresowi, kiedy będzie tuż obok nas, ale przede wszystkim jego
przepoczwarzonej w dorosłego postaci.
W tym kontekście nauka asertywnych zachowań jest koniecznością.
Asertywnych czyli właściwie jakich? Według książkowej definicji „zachowanie asertywne
oznacza bezpośrednie, uczciwe i stanowcze wyrażenie wobec innej osoby swoich uczuć,
postaw, opinii lub pragnień, w sposób respektujący uczucia, postawy, opinie, prawa i
pragnienia tej drugiej osoby.” (Maria Król-Fijewska)
Zauważ, że dzieci już od najmłodszych lat wykazują nieraz wspaniałe, asertywne zachowania,
mimo, że żadna korpo-organizacja nie zorganizowała dla nich szkolenia. Owszem, czasem
reagują nieadekwatnie do sytuacji, ale wiele razy odmawiają w książkowy wręcz sposób.
Sprzeciwiają się pożyczeniu łopatki w piaskownicy: „Nie, bo ja się tym bawię”. Odmawiają
jedzenia, które im nie smakuje, lub kiedy nie czują głodu: „Nie chcę, nie lubię mleka”. Nie
zgadzają się na wyłączenie komputera: „Jeszcze oglądam, chcę to skończyć”, lub odrzucają
propozycję wspólnych zakupów, mówiąc: „Nie mamo, bo już się umówiłem z Pawłem i
wychodzę”…
Dzieci, „od nowości”, zgodnie z wgranymi przez naturę ustawieniami fabrycznymi nie są w
roli odmawiającego spięte, nienaturalnie ugrzecznione czy nieuprzejme. Odmawiając, stają
w obronie własnego ja, nie stają się męczennikami i ofiarami poświęcenia wbrew swojej
woli, co przytrafia się nam, dorosłym. Nie stosują niewyobrażalnie długich wymówek,
argumentacji, nie tłumaczą pokrętnie dlaczego czegoś nie mogą lub nie zrobią. Po prostu
mistrzowie asertywności.
Co zatem robić, żeby wzmacniać poprawne, asertywne nawyki u dzieci?:
– Uczyć, że NIE jest nie tylko dozwolone, ale i konieczne, jeśli narusza nasz komfort, czy
poczucie bezpieczeństwa.
– Świecić przykładem. Samemu odmawiać rzeczowo, ale z szacunkiem i spokojem, bez
podszytego irytacją zniecierpliwienia;
– Szanować dziecięce NIE. Nie tylko w sprawach dotyczących samodecydowania o swoim
ciele, głodzie czy apetycie: „Nie będę pił mleka”. Nie tylko w kwestiach zarządzania swoim
czasem i prawa do niezakłóconej aktywności: „Nie będę tego sprzątać teraz, bo jestem
zajęty”, ale i w innych, poważniejszych zagadnieniach czy wyborach. Uznać, że głos dziecka
w dyskusji jest ważny i znaczący. Nie wykorzystywać swojej autorytarnej pozycji rodzica do
odbierania mu prawa osądu czy zabraniania polemiki;
– Oddać decyzyjność w jego ręce. Pozwolić mu dokonywać wyborów – w sprawie tego co zje,
ubierze, jak planuje spędzić czas. W przypadku maluchów proponować dwie opcje: zielone
spodenki czy czerwona sukienka? Chleb z szynką czy serem?;
– Akceptować dziecięce emocje. Pomóc je nazwać, pozwalać na ich wyrażanie;
– Uczyć wyznaczania granic, w tym tych w zakresie cielesności i mieć dla nich poszanowanie.
Dlaczego to takie ważne? Bo ucząc dziecko asertywności, wychowujesz przyszłego,
asertywnego dorosłego. To wspaniały wkład w jego dobry los.